czekałem z komentarzem do momentu obejrzenia nowej wersji z brosnanem
i muszę stwierdzić, że jest ona marną kopia filmu z mcqueenem i dunaway, który jest o niebo lepszy. Powtórne kręcenie tego filmu było absolutnie niepotrzebne, wszystko jest niemal identyczne, jedynym plusen nowszej wersji jest to, że przedmiotem kradzieży staje się obraz, co wydaje się ciekawszym rozwiązaniem dla szukającego nowych ekstremalnych wrażeń milionera z nadmiarem wolnego czasu. Poza tym nic nie wyszło na lepsze, russo jest, niestety, za stara do tego filmu, nie ma potrzeby silić się na bardziej wyszukane określenie, taka jest prawda. Faye Dunaway wyglądała o wiele lepiej, jedna z najpiękniejszych aktorek swoich czasów, zresztą i w epizodzie nowej wersji wygląda rewelacyjnie jak na swoje lata. Brosnanowi nie można wiele zarzucić, pasuje do tej roli, tylko, że ta rola była zupełnie niepotrzebna. Lepiej obejrzeć oryginał aniżeli tę kopię, której brakuje uroku poprzedniej wersji, świeżości i pomysłu na zmiany.
Zgadzam się. Przekopałam forum „Afery Thomasa Crowna”, żeby znaleźć kogoś, kto pokusił się o porównanie obu produkcji. Jestem świeżo po seansie obu filmów i niestety mnie również nowa „Afera…” bardzo rozczarowała. O ile film z 1999 sama w sobie nie jest zły, o tyle w zestawieniu z pierwowzorem staje się trudny do zniesienia. Mimo ciekawego pomysłu na zmianę obiektu kradzieży, co w konsekwencji oferuje nowe rozwiązania fabularne, drażni tu przede wszystkim uproszczenie postaci, przegadanie i dosłowność. Podczas gdy Jewinson serwuje nam kino sensacyjne, które dopiero z czasem przeradza się w romans, McTiernan wygadał się na samym początku. Choć scena z psychoterapeutką graną przez Faye Dunaway jest w zabawnym mrugnięciem w stronę widza, nie rekompensuje to owego zaburzenia w strukturze filmu. Brakuje niedopowiedzeń - gry gestem i mimiką, przez co w parze Brosnan – Russo po prostu nie ma chemii. Zamiast wysublimowanej sceny z partią szachów, która wyśmienicie obrazuje napięcie erotyczne między diablo inteligentymi rywalami, dostajemy parkiet taneczny i rozbieraną scenę. Nie tędy droga. O ile Brosnan wizualnie broni się nieźle na stanowisku znudzonego potentata, o tyle bohaterce Russo (która, jak na swoje lata ciało ma całkiem, całkiem) brakuje jednak świeżości, klasy i przede wszystkim charakteru jej poprzedniczki. Z resztą, charakteru i dumy, na których opiera się cała afera (zwłaszcza na poziome love affair) brakuje w nowej wersji obojgu protagonistom. Wzajemny podziw dla inteligencji i osobowości, który był siłą sprawczą romansu Crown - Anderson zmieniono w uganianie się za sobą pary Crown – Banning. Twarde, zdawałoby się, głowy tej ostatniej zmiękły pod pozorem miłości. Chyba tylko dlatego, że McTiernan chciał zakończyć historię po hollywoodzku. Szkoda.
TAK.TAK.....PRZYZNAJCIE SIE ZE BRAKUJE WAM PODZIELONYCH EKRANIKÓW ..;)
--
PARTIA SZACHÓW...OK PUNKT DLA WERSJI ORGINALNEJ...RESZTA( JUZ O SCENIE FINALOWEJ NIE WSPOMNE) D N O
Obejrzałem obie wersje dzień po dniu i myślę odwrotnie. Wersja z 1968 mocno się zestarzała. Drażniły montaż i zdjęcia
Zgadzam się. Pomimo kilku prób nigdy nie obejrzałam tego filmu w całości. Milioner pożądający unikalnego obrazu wydaje mi się bardziej prawdopodobny niż okradający banki. Wersja z 1968 mało trzyma w napięciu, porównując choćby do świetnych scen z muzeum w nowszym filmie.
Rene Ruso za stara??? A ile lat ma mieć pani detektyw agencji ubezpieczeniowej? Osiemnaście? Poza tym nowsza wersja broni się pod każdym względem, a stara trąci ... starością.